Toffi

Serdecznie zapraszam do poznania pudelka Toffi.                                                                 Poniżej bajki których stał się inspiracją i bohaterem.

rrr

Cześć !  Z tej strony Toffi – mały, biały piesek –  pudelek jak widać

Jestem bardzo wesoły i towarzyski , mam mnóstwo zalet (moja Pani mówi o mnie “Aniołek”… ale tak między nami- to nie jestem taki święty)  🙄

mam też jakieś tam wady…( jak każdy… eee…może przypomnę sobie je później…) ale zaraz zaraz…co to ja  chciałem powiedzieć hau hau..

Że miło mi  jest Was poznać.. hau hau  i  że  na tych stronach będę Wam opowiadał o swoich przygodach. hau hau   😆

No to narazie pa!

Biegnę na spacerek  hau hau…może spotkam kogoś ciekawego ?

thumb

 

Pewnego wieczoru Pudelek Toffi zastanawiał się :

–  a może gdybym był niebieski, to znalazł bym jeszcze więcej przyjaciół ??? …

A Wy co o tym myślicie ?Możecie odwiedzić stronę Pudelka Toffi i mu o tym powiedzieć.

Pudelek Toffi serdecznie zaprasza.

Poszukaj strony Pudelka Toffi na Facebooku  😆

https://www.facebook.com/PudelekToffi?ref=aymt_homepage_panel

Wejdź na stronę Pudelka Toffi i POLUB GO !

t3

 

 

TOFFIKOWE SZCZEKANKI czyli OPOWIADANIA BIAŁEGO PUDELKA

1. Toffi i smutna dziewczynka

Lato było w pełni : dni były długie, pogodne.

Słońce  świeciło jasno i wesoło,  zachęcając wszystkich do przebywania na dworze.

Tego dnia pudelek Toffi ze swoją Panią,

będąc na spacerze przysiadł na ławce niedaleko placu zabaw.

Właściwie to jego Pani usiadła na ławce,

a piesek położył się w cieniu ławeczki i przyglądał bawiącym się dzieciom.

Były już wakacje i na placu zabaw była ich spora gromadka.

Dzieci bawiły się wesoło.

Jedne huśtały się na huśtawkach, drugie zjeżdżały ze zjeżdżalni, inne bawiły się w piaskownicy.

Grupka dzieci grała w piłkę, a cztery dziewczynki skakały w gumę.

Uwagę pieska zwróciła mała dziewczynka w ślicznym przeciwsłonecznym białym kapelusiku,

która samotnie kucała w kąciku placu, zasłaniając rączkami twarz.

Nikt się z nią nie bawił, dziewczynka wyglądała na bardzo smutną.

Pudelek Toffi podszedł do niej, polizał jej rękę i zapytał:

– Cześć Dziewczynko! Dlaczego jesteś taka smutna i nie bawisz się z innymi dziećmi?

Czy ty płaczesz? Jak się nazywasz?

Dziewczynka przez chwilę nawet się nie poruszyła.

Ale gdy poczuła ciepły języczek pieska ponownie na swych dłoniach,

opuściła ręce i spojrzała zaciekawiona.

– Witaj Piesku! Na imię mam Marzenka.

Nie,  jeszcze nie płaczę…z całych sił się powstrzymuję by tego nie zrobić,

bo dzieci jeszcze bardziej by mi dokuczały- odpowiedziała pudelkowi.

– Dzieci ci dokuczają, dlaczego? – zapytał piesek.

– Tak, wołają na mnie  Znajda i nie chcą się ze mną bawić…. bo wiesz, ja nie mam rodziców,

tylko ciocię Kasię, która zabrała mnie z Domu Dziecka…

W tej chwili smutna dziewczynka już dłużej nie umiała się powstrzymać i głośno zaszlochała ,

a z jej oczu popłynęły łzy jak dorodne groszki.

– Znajda, Znajda – wołają dzieci i nie chcą się ze mną bawić… szlochała dziewczynka.

Piesek  bardzo posmutniał,

ale chcąc ją pocieszyć i przerwać  jej płacz podskoczył i zrobił zgrabnego fikołka.

Zdumiona dziewczynka przestała płakać.

Wtedy Toffi przysunął się do niej bliziutko,  tak blisko,

że poczuła jego ciepłe mięciutkie futerko, i  cicho powiedział:

– Nie płacz Marzenko,  ja też jestem z Domu Dziecka.

Oczy dziewczynki zrobiły się ogromne i okrągłe  ze zdziwienia.

– Ty …ty też jesteś z Domu Dziecka? – zapytała.

– Tak, ja też – potwierdził piesek

– Wprawdzie to taki Dom Dziecka dla piesków i nazywa się Schronisko, ale to prawda.

Też kiedyś nie miałem nikogo bliskiego i mieszkałem w Schronisku do czasu,

aż mnie adoptowała moja Pani.

To był mój najszczęśliwszy dzień w życiu!

-No, ale jeszcze  ci się nie przedstawiłem: moja Pani nazwała mnie Toffi.

– Miło mi cię poznać Marzenko – chcesz,  zostanę twoim przyjacielem?

-Ach jak cudownie! – ucieszyła się dziewczynka.

– Nareszcie będę miała z kim się bawić!

– No to co ? Gramy w berka? – zapytał Toffi, i dodał:

Berek!  Ty Marzenko gonisz!

Po czym pobiegł wesoło w podskokach, a Marzenka zaczęła go gonić.

Ich wesoła  zabawa zaciekawiła inne dzieci.

Podeszły i zapytały:

– Marzenko, a co to za piesek, skąd się tutaj wziął, co wy robicie?

Dziewczynka odpowiedziała:

– To mój nowy przyjaciel pudelek Toffi.

On tak jak ja,  jest z Domu Dziecka – no, takiego psiego,

więc mnie rozumie i teraz bawimy się w berka.

– O, jaki śliczny, czy możemy go pogłaskać? – zapytały dzieci.

Toffi pozwolił wszystkim dzieciom się pogłaskać.

Co więcej, pokazał im swoje psie sztuczki.

Tak więc najpierw było siad, potem podaj łapkę, przybij piątkę,

a w końcu pif paf – czyli kładzenie się na pleckach.

Dzieci były zauroczone małym białym pieskiem.

Wszystkie chciały się bawić  z Marzenką i pudelkiem Toffi.

I trochę jej zazdrościły, że ma takiego przyjaciela.

Intrygowało je to co  Marzenka powiedziała,

że Toffi jest z psiego Domu Dziecka czyli  ze Schroniska.

– Opowiedz nam o tym Toffi – poprosiły

i  siadły na trawie koło ławki na którą wskoczył pudelek i usiadła Marzenka.

Toffi głęboko zaczerpnął powietrza i powiedział :

Kiedyś nazywałem się Tobi.

Niewiele pamiętam z czasów kiedy byłem malutkim szczeniaczkiem.

Pamiętam tylko, że moja mamusia lizała często moje futerko i mówiła,

że jestem jej ślicznym białym kochanym Aniołkiem.

Byłem bardzo malutki  jak zostałem podarowany na urodziny pewnemu chłopcu.

Patryk miał siedem lat.

Początkowo się bardzo na mnie ucieszył.

Bawił się ze mną i chwalił dzieciom w szkole,  jaki dostał urodzinowy prezent.

Ale po kilku tygodniach coś się zmieniło.

Chyba mu się znudziłem.

Nie chciał już ze mną wychodzić na spacer,

czasem nawet zapominał by mi nalać świeżej wody do miseczki…

a mnie tak bardzo chciało się pić, bo było już lato.

Leżałem przeważnie samotnie na kocyku, czułem się nikomu niepotrzebny,

a Patryk tylko siedział całymi dniami przy komputerze.

Zaczęły się wakacje i nie było już lekcji w szkole ,

ale ze mną nadal nie miał się kto bawić… – opowiadał Toffi.

Pewnego dnia tata Patryka powiedział:

– Pakujcie się bo jutro jedziemy na wakacje!

Ucieszyłem się bardzo i pomyślałem:

– Może teraz Patryk znowu będzie się ze mną bawić?

Rodzinka się spakowała i wyruszyliśmy srebrnym samochodem na wakacje.

Jazda samochodem już prawie mnie usypiała,

gdy tata Patryka zarządził przerwę i stanęliśmy przy leśnym parkingu.

Tata Patryka wziął mnie na ręce i poszedł ze mną w głąb lasu,

tam włożył mnie do dużej reklamówki, położył na ziemi i  szybko odszedł.

Pomyślałem że w końcu ktoś zrozumiał,

jak się nudzę gdy Patryk nie chce się ze mna bawić,

i że zaczęła się wakacyjna zabawa w chowanego.

Poczekałem chwilkę w reklamówce,

a potem wygrzebałem się z niej, zawołałem “szukam ”

i pobiegłem  za tatą Patryka , wąchając trop swym psim nosem.

Gdy dobiegłem do leśnego parkingu,

usłyszałem warkot  silnika i zobaczyłem jak samochód rodziców Patryka szybko odjeżdża.

Zostałem sam przy drodze.

Głos pieska nagle się załamał, jego oczka bardzo posmutniały.

Dzieci siedziały cichutko wokół pudelka i czekały na dalszą opowieść.

– Nie mogę zrozumieć do dziś,

dlaczego tak mnie porzucili tam, przy drodze – powiedział Toffi.

– Próbowałem biec za nimi ile sił w łapkach,

ale szybko się zmęczyłem i zasnąłem na poboczu w rowie.

To były ciężkie dni…

– kontynuował opowiadanie Toffi – może kiedyś  o tym opowiem.

– Wędrowałem tak sam, czasem głodny i spragniony,

aż pewnego dnia zatrzymała się furgonetka.

Człowiek który z niej wysiadł, powiedział do mnie :

chodź Mały,  zabiorę cię tam,  gdzie ci będzie lepiej.

I pozwoliłem się mu zabrać,

bo dawno nic nie jadłem i  już całkiem opadłem z sił.

Furgonetka zawiozła mnie do miejsca, które ludzie nazywają Schroniskiem.

Najpierw obejrzał mnie pan Weterynarz.

Powyciągał  mi z futerka te nieznośne kleszcze, które tak mi dokuczały.

Potem dostałem zastrzyk – to było szczepienie.

Pan Weterynarz powiedział , że to po to,  bym nie chorował.

Powiedział jeszcze, że jestem zdrowym szczeniakiem,

i  że na pewno niedługo  znajdę nowy dom.

Wtedy zamknięto mnie w takim dużym boksie ogrodzonym siatką, razem z innymi pieskami.

W  Schronisku było bardzo dużo różnych piesków: i dużych, i małych.

Były też kotki i inne zwierzęta.

Różne były ich historie.  Ale o tym może kiedyś indziej…

– I co było dalej? Co było dalej? – dopytywały dzieci.

Pudelek Toffi chwilę się zastanowił  i powiedział :

– Dni w schronisku wolno mijały, jeden podobny do drugiego.

Wszystkim nam nudziło się bardzo.

Wprawdzie miałem pełny brzuszek – bo zawsze pan Mietek,

nasz opiekun coś wrzucił do miski,

i już nie chciało mi się pić, ale nadal byłem taki samotny.

Nadal nie miałem nikogo, kto by ze mną się bawił, dbał o mnie.

Dla kogo byłbym ważny.

Ciągle siedziałem wypatrując, czy ktoś po mnie przyjdzie?

Stary kundelek, którego imienia już nikt w Schronisku nie pamiętał ,

a który był tam  bardzo, bardzo długo, radził mi bym przestał marzyć.

Mówił : popatrz na mnie, tak długo tu siedzę i nikt po mnie nie przyszedł.

Daj sobie spokój, pogódź się z tym. Będzie ci lżej.

Ale ja pamiętałem jak bardzo kochała mnie moja mamusia i wierzyłem,

że jeszcze kiedyś ktoś znowu mnie pokocha.

W schronisku nikt nie miał czasu by czesać i obcinać moje futerko,

więc stawałem się coraz bardziej za kołtuniony i do siebie niepodobny.

Czasami przychodziły do schroniska miłe młode panie, nazywały się Wolontariuszki.

One  wychodziły z pieskami na spacer. Ze mną też.

Gdy przychodziły, to zawsze mnie głaskały i bawiły się ze mną przez chwilkę,

bo na dłużej nie miały czasu.

Tyle piesków w schronisku czekało by się nimi zajęły!

Cieszyłem się na te krótkie chwile radości i nie przestawałem marzyć ,

że w końcu ktoś po mnie przyjdzie i mnie  zabierze.

Niektóre pieski mi przez to dokuczały i wyśmiewały się ze mnie.

Ale ja nic sobie z tego nie robiłem.

Wierzyłem, że mój los się odmieni , tylko muszę być cierpliwy.

Cierpliwie więc znosiłem te wszystkie niewygody,

sam się pocieszałem kiedy było mi smutno i codziennie siadałem przy samej siatce ,

by wreszcie ktoś mnie zauważył i zabrał.

I któregoś jesiennego dnia stał się cud!

W piątek, koło południa , drzwi naszego boksu otworzył pan Mietek.

Wszedł do środka, zabrał mnie na ręce i zaniósł do biura .

Czekała tam na mnie pewna Osoba.

Od razu wiedziałem, że to moja Pani!

Wyrwałem się panu Mietkowi i radośnie wskoczyłem jej na kolana.

-Witaj mój Aniołku! – zawołała Pani przytulając mnie.

– Widzisz, odnalazłam cię mój mały śliczny pudelku!

– Będziesz się nazywał Toffi – powiedziała.

– Chodź, zabieram cię do domu!

I pojechaliśmy do domu.

To był najszczęśliwszy dzień mojego życia!

– Powiedział mały pudelek zasłuchanym dzieciom.

– W domu moja Pani najpierw mnie nakarmiła,

potem wykąpała i doprowadziła do ładu moje futerko.

A  potem pozwoliła zasnąć mi na kolankach…

– I tak rozpoczęło się moje nowe życie

– zakończył opowieść Toffi i zeskoczył z ławki.

Zasłuchane dzieci też wstały z trawnika i powiedziały:

-Dziękujemy ci Toffi za twoją opowieść.

– A ciebie Marzenko bardzo przepraszamy, że ci dokuczałyśmy.

Wybacz nam.

Na te słowa mała smutna Marzenka uśmiechnęła się radośnie.

Już nie była smutną dziewczynką.

Wybaczyła dzieciom i od tej chwili wszyscy zostali przyjaciółmi.

A mały biały pudelek Toffi często bawi się z nimi  w berka, na placu zabaw.

 

2. Toffi i czarodziejskie lekarstwo

 

Pewnego razu, a było to wczesną wiosną,

pudelek Toffi podczas  samotnego spaceru zobaczył stojący na murku dziwny przedmiot.

Zapewne nie raz widzieliście pieski obwąchujące  murki?

One w ten sposób “czytają listy” czyli wywąchują zapachowe informacje zostawione przez inne zwierzęta.

Tym razem Toffi był jednak czymś innym zainteresowany.

Zaciekawiło go czerwone “coś” stojące samotnie na murku obok trawnika.

Nigdy nie widział czegoś takiego.

Było pękate, miało uchwyt i jakąś taką dziwną trąbę.

Pudelek Toffi trochę się bał, ale podszedł ostrożnie i zapytał:

–  Dzień dobry. Kto ty jesteś?

–  Dzień dobry. Jestem  pani Konewka, a ty chyba jesteś pieskiem?  – odpowiedziała nieznajoma.

– Tak, jestem białym pudelkiem, nazywam się Toffi i  mieszkam tu niedaleko

–  o tam, gdzie ten duży różowy balkon – odpowiedział grzecznie Toffi.

– Ooo…to może się zaprzyjaźnimy? – powiedziała  pani Konewka i jeszcze bardziej się zaczerwieniła.

Piesek ucieszył się, że będzie miał nową przyjaciółkę.

Przyjaciół nigdy za wiele.

– Toffi, dlaczego ty jesteś sam na spacerku? – pani Konewka zapytała po chwili.

Toffi smutno pochylił głowę i cicho powiedział:

– Moja Pani jest chora i bardzo słaba  – widzisz, patrzy na mnie tam z balkonu.

Obiecałem, że będę tu niedaleko i zaraz do niej wrócę.

Bardzo kocham moją Panią i tak bym chciał, by znowu była zdrowa.

Gdy moja Pani była zdrowa to była zawsze taka wesoła, bawiła się ze mną,czesała moje futerko,

czytała mi bajki i  razem wychodziliśmy na spacer… a teraz moja Pani choruje,

ma depresję i nie ma na nic siły…  dlatego czasem muszę wychodzić sam… tak mi smutno pani Konewko…

Toffi, mówiąc to wytarł łapką spadającą na chodnik  łzę i z żalem pociągnął noskiem.

– Nie martw się piesku – powiedziała pani Konewka.

– Zabierz mnie do domu, a pomogę ci…

– No nie wiem – powiedział Toffi.

-Do czego się może przydać w domu  ktoś taki jak ty? – zastanawiał się głośno.

– Zabierz mnie, a pomogę ci wyczarować lekarstwo dla twojej Pani – powiedziała tajemniczo nowa znajoma pieska.

– Chyba że tak – powiedział Toffi.

Chwycił ząbkami za czerwony  uchwyt nowopoznanej znajomej i poniósł delikatnie panią Konewkę w pyszczku do domu.

Od tej pory pani Konewka zamieszkała na różowym balkonie.

Zostali z Toffi przyjaciółmi.

Dzięki niej grono przyjaciół białego pudelka bardzo się powiększyło.

Pani Konewka spełniła także swoją obietnicę daną małemu pudelkowi Toffi.

Zawołała znajomego wróbelka Felka, któremu kiedyś dała napić się wody, gdy na dworze był straszny upał.

Poprosiła go by przyniósł 3 zaczarowane ziarenka.

Wróbelek spełnił prośbę pani Konewki i przyleciał z ziarenkami.

A  gdy się dowiedział dla kogo ma być to “czarodziejskie lekarstwo”  przypomniał sobie,

że chora Pani małego pieska  też okazała mu  swoje serce

wysypując szczodrze ziarenka w karmniku dla ptaków, zimą na balkonie.

Felek pomógł więc pieskowi posadzić ziarenka w ziemi w balkonowej skrzynce.

– Słuchaj Toffi – powiedziała pani Konewka, gdy skończyli sadzenie – teraz najważniejsze zadanie:

– Codziennie musisz wodą, którą mam w sobie  podlewać  te ziarenka.

Nie możesz o tym zapomnieć! To jest bardzo ważne!

Bez tego czarodziejskie lekarstwo się nie uda! Pamiętaj!!!

– Dobrze, powiedział Toffi – ale trochę się zmartwił, bo był młodym pieskiem… i troszkę… zapominalskim.

– Nie martw się –  powiedział wróbelek Felek – będę ci o tym przypominał.

Mijały dni.

Toffi codziennie  starannie podlewał przy pomocy pani Konewki ziarenka.

Wody musiało być nie za dużo, nie za mało – tak w sam raz.

To nie było łatwe zadanie dla małego pieska.

Ale  dzięki pani Konewce szło mu całkiem dobrze, bo przecież konewki służą do podlewania roślinek .

No, raz jeden, byłby zapomniał o podlewaniu , ale Felek  tak głośno ćwierkał ,

że obudził pieska z poobiedniej drzemki i  pudelek  Toffi przypomniał sobie o roślinkach.

Tak – o roślinkach, bo z małych ziarenek posadzonych w ziemi wykiełkowały  trzy śliczne roślinki .

Gdy Toffi to zobaczył, to z jeszcze większą radością  podlewał je, osłaniał od wiatru obserwując,

jak pięknie rosną i stają się coraz większe.

Czas szybko upływał, zaczęło się ciepłe słoneczne lato,

roślinkom  przybywało coraz więcej listków i pięknie się rozrastały w skrzynce na różowym balkonie.

Aż pewnego dnia na roślinkach pokazały się  małe kolorowe pączki.

Wtedy pani Konewka powiedziała :

– Jutro będzie ważny dzień – jutro  lekarstwo będzie gotowe!

Następnego dnia rankiem, Toffi poszedł na balkon i zobaczył,

że w skrzynce zakwitły pięknie małe, różowe, białe i czerwone dzwoneczki.

Bardzo się ucieszył na myśl, że wkrótce jego Pani wyzdrowieje.

Zawołał: pani Konewko, potrzeba tu jeszcze trochę wody!

I pani Konewka podlała kolorowe kwiatuszki.

– Jeszcze tylko tutaj poprawię – powiedział pudelek Toffi

– i łapką przesunął poplątane gałązki .

…Och jak pięknie pachną…

(chociaż pieski tak naprawdę wolą zapach kiełbasek)

… rozmarzył się Toffi… ciekawe czy te dzwonki spodobają się mojej Pani ?

– GOTOWE !  – zawołał –  radośnie merdając ogonkiem do pani Konewki i wróbelka Felka.

Potem szybciutko pobiegł i przyprowadził na balkon swoją Panią.

– To dla ciebie moja kochana – powiedział,  pokazując łapką na skrzynkę z kolorowymi dzwoneczkami.

– Pani Konewka obiecała, że wyzdrowiejesz  – dodał, patrząc z niepokojem i nadzieją na swoją Panią.

– Tak bardzo cię kocham i tęsknie za chwilami kiedy byłaś zdrowa i radosna…

kiedy bawiliśmy się razem i razem wychodziliśmy na spacer…

Gdy to mówił, z małych psich oczu popłynęły łzy…

Pani spojrzała zdumiona na trójkolorowy bukiet dzwoneczków wyhodowanych przez pieska,

a na jej twarzy zajaśniał uśmiech  tak piękny i promienny, niczym letnie słoneczko.

Toffi dawno nie widział swojej Pani tak radosnej, więc ukradkiem otarł łapką łezki,

by Pani nie zauważyła że on płacze.

– Ach jakie piękne te kwiatuszki, mój ty kochany Aniołku…

– Toffi, piesku- wyleczyłeś mnie! – powiedziała Pani.

– Ja ??? Jak, czym ??? – zapytał zdziwiony pudelek Toffi.

– Twoje gorące serduszko ogrzało moje chore serce i przegoniło smutek.

Tyle miłości i pracy włożyłeś w te małe roślinki… zasadziłeś je, podlewałeś,

dbałeś o nie… ty sam…mój kochany mały piesek… i to wszystko dla mnie….

Pani pieska była bardzo wzruszona.

– Toffi, Pani Konewka miała rację .

Jestem już zdrowa  i od dzisiaj znowu będziemy razem chodzili na spacery.

– Znowu wszystko będziemy robić razem – powiedziała Pani.

Toffi z radością wskoczył swojej Pani na ręce i polizał ją po twarzy.

Bardzo szczęśliwy, mrugnął porozumiewawczo do pani Konewki i wróbelka Felka

– Dziękuję pani Konewko i wróbelku Felku!

To było naprawdę czarodziejskie lekarstwo!

– Udało się, moja Pani wyzdrowiała! – pomyślał i radośnie pobiegł po smycz.

A potem mały, biały pudelek Toffi i jego Pani  poszli razem na długi spacer.

3. Toffi i okulary

 

Pewnego razu, będąc na spacerze pudelek Toffi poznał trzy wesołe szczeniaczki .

Byli to dwaj bracia :  Baj i Bajuś oraz  ich siostra Bajeczka.

Może myślicie, że to dziwne imiona dla piesków?

Ich mama, pani Tina Łatkowa wcale tak nie uważa.

Szczeniaczki odkąd tylko się urodziły i otwarły się  im oczka, wołały ciągle :

– Chcemy bajkę, bajeczkę !  Poczytaj nam mamo!

– Jeszcze jedną, choć króciutką! Prosimy! Mamusiu…

Bo mogły by słuchać jej bajek całymi godzinami. Nigdy nie miały dość!

Dlatego mama nadała im takie bajkowe imiona.

Bardzo lubiły też spacery, bo zawsze udawało im się spotkać kogoś ciekawego, chętnego do zabawy.

Tym razem  pani Łatkowa miała chwilę spokoju,

bo wesołe towarzystwo bawiło się w ulubioną zabawę piesków czyli w szukanie fantów.

Pani Tina mogła więc spokojnie porozmawiać i wymienić ploteczki  z jamniczką Zuzią,

i jej przyjacielem  kundelkiem Maksem.

 

Tymczasem szczeniaczki bawiły się wesoło z  pudelkiem Toffi.

Pieski bawiły się w szukanego. Zabawa polegała na odnajdywaniu schowanego fantu.

Fantem, którego mieli szukać była gumowa żółta kaczuszka białego pudelka .

Toffi dostał ją na urodziny od wnuków swojej Pani : Davida i Filipka.

Chętnie ją zabierał na dwór, do puszczania na wodzie w parkowym płytkim stawie,

albo właśnie do zabawy w szukanego.

Tym razem zabawa jednak coś się nie układała.

Tylko Toffi za każdym razem odnajdował żółtą kaczuszkę.

Szczeniaczki choć bardzo się starały i były w jej pobliżu, nie widziały jej.

Szukały nieporadnie to tu, to tam, ale kaczuszki nie potrafiły znaleźć.

W końcu Bajka przestała szukać i  powiedziała nadąsana :

– Toffi, dlaczego ty wciąż znajdujesz kaczuszkę a my nie?

– Bo trzeba używać swojego  noska i patrzeć wszędzie wokół uważnie  – odpowiedział Toffi.

– Zobaczcie, tam pod krzaczkiem leży moja żółta kaczuszka! – powiedział piesek pokazując łapką.

Szczeniaczki odwróciły głowy we wskazanym kierunku.

– Ja widzę coś żółtego – powiedział Baj- ale nie wiem co to jest?

– My też coś żółtego widzimy… ale tak jakoś… niewyraźnie – przytaknęły bratu  Bajka i Bajuś.

– Jak to niewyraźnie? – zastanawiał się Toffi – ja  widzę dobrze,

kaczuszka leży sobie pod tamtym krzaczkiem dzikiej róży.

Szczeniaczki podbiegły do różanego krzaczka, a gdy były już blisko,

tuż tuż kaczuszki, zawołały ucieszone:

– O ! Teraz i my ją dobrze widzimy, znalazłyśmy, zobacz Toffi!

Ale piesek , zmartwiony tylko pokręcił główką:

– Na mój pudelkowy nosek, musicie iść z mamą do okulisty – powiedział.

– Jak to do okulisty?

– Jakiego okulisty? Kto to taki? Ja się boję… zaskamlała Bajka.

– My nie chcemy, nie pójdziemy… wtórowali jej bracia.

I przestraszone szczeniaczki schowały się za krzakiem dzikiej róży.

Pani Łatkowa, która  przerwała rozmowę ze znajomymi

i od dłuższej chwili przyglądała się zabawie Baja, Bajki i Bajusia z pudelkiem,

powiedziała:

– Kochani, wydaje mi się, że Toffi chyba ma rację.

Coś nie tak jest z Waszymi oczkami. To może być słaby wzrok,

albo jakaś choroba – trzeba to naprawdę sprawdzić u okulisty.

– Ale my się boimy…  zaszczekały szczeniaki.

– Nie ma czego się bać – powiedział pudelek Toffi i dodał:

Moja przyjaciółka, Marzenka też miała słaby wzrok.

Utrudniało jej to codzienne zajęcia i zabawę, ale wstydziła się o tym powiedzieć .

Na szczęście pani Kasia, ciocia dziewczynki zauważyła,

że Marzenka szybko się męczyła oglądaniem książeczek,

że nie potrafiła włożyć nitki do uszka igły, gdy razem wyszywały serwetkę.

Podejrzewała więc, że  dziewczynka słabo widzi i zaprowadziła ją do lekarza okulisty.

Marzenka mówiła mi, że to nic nie bolało. Pan doktor był bardzo miły.

Zbadał jej oczy, poprzymierzał różne szkiełka i przepisał  receptę.

Recepta była na okulary i Marzenka poszła po nie z ciocią Kasią do Optyka.

Teraz w okularach już wszystko dobrze widzi.

I jest jej w okularach bardzo ładnie – powiedział Toffi

– No to my też chcemy do okulisty, mamo! – zawołały  Bajka i Bajuś.

– I ja też , ja też chcę mamusiu! – wtórował im Baj.

– My też chcemy dobrze widzieć! – szczekały szczeniaczki.

– Spokojnie, moje dzieci – pani Łatkowa uspakajała maluchy.

– Do okulisty pójdziemy Kochani jutro rano – powiedziała pani Tina, mama szczeniaczków.

– A na podwieczorek zaproście swojego kolegę pudelka Toffi, to mu opowiecie jak tam było.

– Dobrze. Zgodzili się wszyscy i poszli do swoich domów.

Następnego dnia, zgodnie z umową Toffi zjawił się u pani Łatkowej i jej dzieci.

– Witaj Toffi, chodź, zapraszam do środka –  powiedziała pani Łatkowa otwierając drzwi.

– Dobrze, że już jesteś –  czekamy z  podwieczorkiem, szczeniaczki już nie mogą się doczekać.

– Dzień dobry!- Toffi przywitał się, potem grzecznie wytarł łapki o wycieraczkę,

wszedł i wesoło zawołał:

– Cześć szczeniaczki, no jak tam? Jak wizyta u okulisty? Bolało?

– Nie, było tak jak mówiłeś. Nic a nic nie bolało – odpowiedziały pieski.

Pan okulista po prostu zajrzał nam takim aparatem w oczy.

A potem tak  jak Marzence przepisał receptę.

– I zobacz co mamy! – wołały wesoło Baj, Bajeczka i Bajuś.

A na ich noskach lśniły nowiutkie okularki.

– Teraz same będziemy mogły czytać bajki, bo w okularach dobrze widzimy!

– I znajdziemy szybko żółtą kaczuszkę,prześcigniemy ciebie, zobaczysz Toffi!

– cieszyły się szczeniaki.

– No teraz to napewno znajdziecie – ucieszył się pudelek – fajna będzie zabawa!

Pani Łatkowa przyniosła podwieczorek :

chipsy z soczystej marchewki i pyszny marchewkowy sok.

Wszyscy chrupali świeżutką marchewkę, bo pan okulista powiedział,

że jest bardzo zdrowa i dobrze działa na oczy.

To nieprawda, że marchewkę jedzą tylko dzieci i króliczki.

Pieskom marchewka bardzo smakowała i chrupali ją na zdrowie,

popijając pysznym marchewkowym sokiem.

Później, gdy umyli łapki  razem czytali książeczki z bajkami.

A pudelek Toffi,

gdy tak  patrzył na ich radosne zaczytane  pyszczki w ślicznych okularkach,

to trochę im zazdrościł, że sam ma dobry wzrok.

Ale trwało to tylko przez chwilkę,

bo przypomniał sobie ,

że przecież każdy może nosić okulary!

Okulary przeciwsłoneczne  😆

4. Toffi, Marcel i tajemnica jamniczki Zuzi

 

Pudelek Toffi jak każdy mądry piesek zaczyna swój dzień od porannej gimnastyki.

Wygina się robiąc “koci grzbiet”,  przeciąga .

Prostuje tylne łapki, potem przednie.

Robi kilka podskoków, kręci główką w lewo,

potem w prawo i już jest gotowy by pobiec na krótki poranny spacer,

na którym jak wszystkie pieski robi w zaciszu krzaczków to

, co dzieci robią w toalecie.

Po powrocie zjada porcję swoich ulubionych psich chrupek… i myje zęby!

No myślę, że wy dzieci też zawsze myjecie zęby po jedzeniu, prawda?

Bardzo dobrze, słusznie że o tym pamiętacie.

Trzeba myć zęby by były zdrowe i by mieć piękny uśmiech!

Marcel, kolega Filipka, wnuczka Pani pudelka Toffi często o tym zapominał.

Filipek opowiadał pudelkowi Toffi,

że Marcel ciągle tylko całymi garściami  chrupał różne cukierki,

nie lubił owoców ani warzyw, za to codziennie jadł słodycze.

Był z niego taki prawdziwy “cukierkowy potwór”


Chłopiec oszukiwał też mamę, udając w łazience że myje zęby.

A tak naprawdę Marcel tylko moczył szczoteczkę w wodzie

i spłukiwał pastę do zębów pod kranem w umywalce.

Filipek mówił mu, że to nie mądre postępowanie,

że trzeba myć zęby aby były zdrowe.

Opowiadał  Marcelowi, że wszyscy muszą myć zęby.

Że nawet pudelek Toffi i  inne pieski,  myją codziennie zęby,

nawet kot Mruczek pani dozorczyni,  ale Marcel nie chciał go słuchać.


Mówił, że pasta ma niedobry smak i że szkoda czasu

na takie nudne zajęcie.

I zjadał kolejnego cukierka.

Czasami sam czuł, że robi mu się nieprzyjemnie w buzi,

ale się tym nie przejmował.


Aż tu któregoś razu do uszu pudelka Toffi i Filipka bawiących się pod blokiem,

dobiegł głośny krzyk i płacz chłopca:

….Aaaaaa.. ła  jaj…ała ….aaaajjjj…boli….boli…ajjjjjjj …aaaauuuuu…

–  krzyczał Marcel, jakby ktoś go obdzierał ze skóry.

Właśnie szedł z mamą do dentysty, bo bardzo rozbolały go niemyte zęby.

A po drodze krzyczał niemiłosiernie,

bo nie dość że bolały go zęby to,  na dodatek bał się wizyty u dentysty.

Ale mama była stanowcza i zaprowadziła chłopca

do pobliskiego gabinetu stomatologicznego.

Pani dentystka od razu się domyśliła co było przyczyną tego bólu.

– Nie dobrze Marcelku – pokręciła ze smutkiem głową – nie myjesz zębów

i hodujesz w buzi tyle bakterii… Tak nie może być!

Niestety,  jeden z zębów był już bardzo chory i zniszczony przez te wszystkie

wstrętne bakterie, które robią dziury w niemytych zębach …

I trzeba było ząb usunąć.

Wyrywanie zęba trochę Marcela bolało, ale tyko przez chwilę.

Był już dużym chłopcem, miał siedem lat więc zniósł to dzielnie.

Chłopiec obiecał sobie, mamie  i pani stomatolog, że teraz weźmie sobie do serca dobre rady,

i od tej pory już będzie regularnie szczotkował zęby.

Umówił się z panią dentystką, że przyjdzie za dwa tygodnie na kontrolę.

Po wizycie u dentysty Marcel spotkał się z Filipkiem i pudelkiem Toffi

i pokazał im wyrwany chory ząb.

Niedaleko chłopców i pudelka , na ławce ze swoją panią siedziała jamniczka Zuzia.

Gdy usłyszała ich rozmowę, podeszła i powiedziała:

– Oj Marcel, tylko już więcej nie oszukuj mamy i myj swoje zęby dokładnie tak,

jak powiedziała  ci pani dentystka.

– Widzisz, ja też kiedyś dawno temu,  gdy byłam małym szczeniakiem,

nie słuchałam swojej mamy, nie myłam zębów,

zjadałam dużo słodyczy i moje zęby się zepsuły.

Powiem ci w tajemnicy… że ja już teraz nie mam swoich prawdziwych psich zębów.

Mam sztuczne.

A to jest bardzo, bardzo  niewygodne.

I jamniczka pokazała chłopcom i pudelkowi Toffi swoją sztuczną szczękę.

– Nieraz sobie teraz myślę,

że trzeba było słuchać dobrych rad,

trzeba było myć zęby jak mówiła mi mama,

ale jest już za późno… – powiedziała smutno jamniczka Zuzia.

Chłopcom nie spodobała się taka perspektywa.

Wszyscy postanowili, że będą jedli mniej słodyczy i że będą

szczotkować zęby po każdym posiłku, by uniknąć losu jamniczki .

W tym miejscu muszę powiedzieć, że Marcel bardzo się do tego postanowienia przykładał.

Zamiast cukierków chrupał rzodkiewki i marchewkę,

a w miejsce słodkich napojów polubił wodę mineralną z sokiem z cytryny.

I mył zęby szczotką i pastą po trzy minuty za każdym razem,

jak zaleciła pani stomatolog.

Dwa tygodnie minęły szybko i kontrolna wizyta u pani dentystki

już nie była taka smutna jak poprzednio.

– No Marcelku, spisałeś się na medal, wszystkie twoje zęby są czyste i zdrowe!

Pani dentystka pochwaliła chłopca.

–  Jeśli będziesz tak zawsze  troszczyć się o swoje zęby,

to posłużą ci one przez długie lata i na pewno nie będą bolały – powiedziała.

Marcel bardzo się ucieszył.

Okazało się,  że mycie zębów wcale nie jest takie nudne,

a jest bardzo ważne i nie wolno o nim zapominać.

Pasty do zębów też maja różne smaki i każdy może coś dla siebie wybrać.


Wszystko wskazuje na to, że chłopiec nie podzieli losu jamniczki Zuzi.

Jak opowiadał pudelek Toffi, Marcel już nigdy więcej nie miał problemów z ząbkami.

Filip i pudelek Toffi też zawsze pamiętają, by umyć zęby po jedzeniu.

A Ty, czy też o tym pamiętasz?

5. Toffi i deskorolka

Było słoneczne wrześniowe popołudnie. Ciepłe promyki słońca tańczyły na różowym balkonie.

Pani pudelka Toffi opalała się w fotelu, popijając zieloną herbatę.

Toffi zastanawiał się z Panią Konewką czy długo utrzyma się tak piękna pogoda.

Nagle usłyszeli na balkonie obok jakiś dziwny szelest i ciche, ale żałosne wołanie:

– Ratunku! Pomocy!… proszę…ratujcie nas!

Było to dziwne, bo wszystkim wydawało się, że w mieszkaniu obok nikt nie mieszka.

Nigdy nikogo nie było widać na sąsiednim balkonie, nikogo też nigdy nie widziano wychodzącego z domu.

Jednak to nie mogło być przewidzenie, bo cichy żałosny głosik zabrzmiał ponownie:

– Ratunku… czy ktoś mnie słyszy?… Proszę pomóżcie nam…

Toffi przerwał rozmowę z Panią Konewką i pobiegł ze swoją panią pod drzwi tajemniczego lokatora.

Dzwonili do drzwi, pukali, ale nikt im nie otworzył.

Po chwili, gdy stanęli cicho, usłyszeli żałosne skamlenie.

To był ten sam głos wołający o pomoc!

– Jestem buldog angielski Roki. Mieszkam tu z moim panem,

ale dziś rano po śniadaniu mój pan zaklinował się i nie potrafi wstać z fotela,

i teraz jesteśmy obaj uwięzieni,

ja sam nie potrafię otworzyć drzwi, ani pomóc mojemu panu,

dlatego zawołałem przez balkon… i jeszcze potrzebuję wyjść na spacer…

– powiedział żałośnie buldog.

– Nie martw się Roki, zaraz coś wymyślimy – odpowiedział mu pudelek Toffi.

Po czym pobiegł szybko na różowy balkon i opowiedział o wszystkim Pani Konewce.

Potem razem zawołali wróbelka Felka i poprosili go, by pofrunął na sąsiedni balkon.

Ptaszek zrobił, o co go prosili.

Uspokoił Rokiego i przy jego pomocy wyjął klucz z drzwi i zaniósł w dziobie na różowy balkon.

Teraz pani pudelka Toffi mogła otworzyć drzwi sąsiedniego mieszkania i udzielić im pomocy.

Gdy weszli, zobaczyli bardzo grubego pana tkwiącego w fotelu i niedużego, ale równie grubego buldoga.

Pan Marek (tak się przedstawił) kończył pałaszować pieczone udko z kurczaka.

– Szkoda było nie zjeść, jest takie smaczne – powiedział – ale bardzo dziękuję, że przyszliście nam z pomocą.

– Później porozmawiamy- powiedziała pani pudelka Toffi, i dodała:

– panie Marku, niech pan złapie mnie za ręce, a wy Toffi i Roki za nogawki pana Marka – i ciągniemy wszyscy …

Uuuuuffffffffff….udało się!

Pan Marek uwolnił się z fotela.

– Tylko proszę już niczego nie jeść! – powiedziała groźnie pani pudelka Toffi – teraz wyjdę z pieskami na spacer,

bo biedny Roki w końcu nie wytrzyma i zrobi tutaj kałużę.

Jak wrócę, zapraszam na zieloną herbatę, to wtedy porozmawiamy.

Toffi z zaciekawieniem spoglądał na pieska sąsiada.

Jak już wiecie, Roki był nieduży ale tłuściutki, i ciężko mu było nadążyć za panią pudelka Toffi i za samym pudelkiem.

Ale piesek był bardzo szczęśliwy, że oboje uwolnili go i pana Marka z opresji.

Po krótkim spacerze spotkali się wszyscy na różowym balkonie.

Pani pudelka zaparzyła aromatyczną herbatę i spojrzała groźnie na pana Marka i powiedziała:

– Panie Marku! Tak nie może być! Do czego pana doprowadziło łakomstwo i brak ruchu?

Jak pan wygląda?Już nawet w fotelu się pan nie mieści!

A biedny Roki też za chwilę nie będzie biegał, tylko się turlał

…czy chcecie się pochorować?

Pan Marek spuścił zawstydzony głowę.

-Ma pani rację. Przepraszam. Powinienem zmienić dietę i trochę więcej się ruszać.

– Niech to pan zrobi, jeśli nie dla siebie to dla Rokiego, czy nie żal panu pieska?

– Bardzo mi żal, ale wiele razy już próbowałem i się nam nie udawało – odpowiedział pan Marek.

Roki pokiwał twierdząco głową:

– Spacery są nudne, a w telewizji jest tyle ciekawych programów…i te kurczaki…takie pyszne…

Pudelek Toffi popatrzył porozumiewawczo na swoją panią:

ciężka będzie z nimi sprawa. Ale musimy im pomóc!

Może jak Roki polubi ruch, to jego pan też się zmieni?

– Chodź Roki, pokażę ci moich znajomych- powiedział Toffi i wyszli razem na podwórko.

Niedaleko bloku, na placu zabaw była rampa do jeżdżenia na deskorolce.

Zobaczyli tam Piksela, wesołego terierka jeżdącego na desce.

Był on prawdziwym mistrzem skoków i potrafił zrobić nawet salto.

Niedaleko Piksela na swej maleńkiej deskorolce szusowała mała Diksi, myszka.

a tuż za nią wesoło jeździła rozgadana papuga Amelia

Wszyscy wesoło się bawili i wcale nie wyglądali na znudzonych.

– Jejku,ale zabawa,jakie to fajne – powiedział Roki.

– Przecież też możesz tak jeździć! – odpowiedział Toffi

– Chcesz, pożyczę ci deskę i zostanę twoim trenerem.

-Super! Ucieszył się buldog Roki, i od razu chciał zacząć trenować.

Pobiegli więc po deskę, i Toffi tak jak obiecał,

pokazał Rokiemu jak się jeździ na deskorolce i został jego trenerem.

Początkowo małemu buldogowi było trudno się na niej utrzymać.

Ale nie zrażał się upadkami. Zachęcany do kolejnych prób przez pudelka Toffi,

mozolnie próbował kolejny raz, i kolejny, i znowu…

Z każdym dniem jego jazda stawała się coraz dłuższa,bardziej precyzyjna

i przynosiła mu coraz więcej radości. Piesek był coraz sprawniejszy.

I czy uwierzycie?

Buldog Roki z każdym dniem gubił zbędny tłuszczyk i czuł się wspaniale.

Pan Marek kupił mu nawet deskorolkę, i teraz obaj z Pudelkiem Toffi

jeździli na deskach całymi dniami. Rokiemu tak się spodobał ten sport,

że powoli stawał się w nim mistrzem.

Nie doganiał go już ani pudelek Toffi,

ani najszybsza dziewczynka na osiedlu Majka.

Nawet najszybszy z chłopaków David,

wnuk pani pudelka Toffi często z nim przegrywał!

Roki już nie przesiadywał ze swoim panem przed telewizorem,

zajadając bez umiaru smakołyki i popijając słodkimi napojami.

Wolał ruch na świeżym powietrzu i przyjaciół, których zyskał dzięki

pudelkowi Toffi i deskorolce. Nie jadł już tyle, co kiedyś,

bo z pełnym brzuszkiem trudno mu było poruszać się na desce,

a to stało się jego ulubionym zajęciem. Zamiast coli pił wodę mineralną,

albo świeży sok z marchewki.

Pewnego razu na osiedlu zorganizowano zawody.

Wygrać miał ten, kto pierwszy dojedzie na swojej desce do mety.

Publiczność dopisała i głośno dopingowała zawodników.

Wystartowali :

pudelek Toffi,

buldog Roki,

myszka Diksi,

terierek Piksel,

papuga Amelia,

najszybsza z dziewczynek Majka,

najszybszy z chłopaków David,

oraz żółw Mietek.

Rywalizacja była ogromna, ale do mety najszybciej dojechali:

Terierek Piksel – na trzecim miejscu.

Kolejni zawodnicy zacięcie walczyli o pierwszeństwo.

Na drugim miejscu dojechał David, a zwycięzcą został buldog Roki.

Gdy wszyscy zawodnicy dojechali ostatni na mecie pojawił się zmęczony żółw Mietek.

Ale i dla niego to była fajna zabawa i nie martwił się

ostatnim miejscem. Najważniejsze że dojechał!

Pan Marek gdy dowiedział się o sukcesie swojego pupila bardzo się ucieszył.

Zrobiło mu się też trochę wstyd, że jego Roki stał się taki sprawny i wesoły

sam, bez jego pomocy. Że buldog miał więcej silnej woli i wytrwałości niż jego pan.

Postanowił więc, że już nie będzie się objadać, że ruszy się z przed telewizora

i zacznie na początek częściej wychodzić ze swym Roki na spacery.

Później zacznie biegać, by zgubić zbędne kilogramy.

A kiedyś, kto wie może razem obaj z Roki pośmigają na deskorolce ?…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

3 myśli nt. „Toffi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *