Jak ten czas “leci”… minęło pół roku odkąd z nami jest Toffi – moja cudowna “dogoterapia” .
Dzięki niemu życie jest dużo weselsze i łatwiej się zmagać z codziennością…Bezcenne są jego radosne pobudki,szalone rundki,”sprężynkowe skoki,”czajenia się” na spacerkach , wpatrzone z uwagą mądre oczy, czułe liźnięcia i poszturchiwania gdy widzi, że coś boli , że człowiekowi smutno…Gdy patrzę w lustro widzę,że i ja coraz bardziej “upodabniam się do mojego Pupila …hi..hi hi…włosy odrastają po chemii w coraz bardziej “pudlową” fryzurę ! A całe życie były sztywne i proste… Dzięki Boże,że są…nawet kręcone…dzięki Boże, że żyję i spotyka mnie tyle dobrego…
Czasem sobie myślę…Anioł,nie Pies 😉 Można się wypłakać w jego miękkie futerko gdy nachodzą smuteczki i zwątpienia – on cierpliwie wysłucha (nikomu nie powie)…a łzy będzie zlizywał i pokazywał nauczone sztuczki ( wszystkie naraz ) póki znowu nie zobaczy radości na twarzy…
Toffi…jak dobrze , że jest z nami !
…nawet popołudniowa herbatka ma z towarzystwem Toffi lepszy smak…
…pędzimy przez życie często nie zaaważając jak wiele dobrych wspaniałych rzeczy wokół nas…i nie myślę wcale o jakichś niecodziennych,wielkich bogactwach….warto chwilę przystanąć,rozejrzeć się wokół siebie i po prostu …cieszyć się życiem….